Cześć. Wracamy od weterynarza, by byłyśmy z psę Gosiałke.
Kiedy prażyłyśmy się w słońcu stojąc pod ogrodzeniem przy którym NIE BYŁO furtki, przeczytałyśmy drugi raz tabliczkę z godzinami pracy pana doktora. (Hałsa. Nie.Tamten by był.) Zadzwoniłyśmy dzwonkiem przy bramie. Trzykrotnie. Nikt nie otworzył. /Zadzwoniłam do niego na tele, powiedział że dzisiaj WYJĄTKOWO JEST W TERENIE. Hehe. I akurat zapomniał wywiesić karteczki, że go nie ma.
Szkoda mi tylko psa, że na stare lata musi się męczyć i ziać z gorąca. Zupełnie tak jak my.
A co gdyby zapomniał podać zwierzęciu znieczulenia przed zabiegiem?
"Ojoj, to pierwszy raz zapomniałem, słowo."
A pies na to "wykwintne gówno chuju".
Pozdrawiamy wszystkich weterynarzy.